DragonLance Forum

Forum dla fanów DragonLance, książek fantasy oraz RPG.

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

#1 2012-08-26 20:14:57

 Remmy

Rycerz Korony

Skąd: Kenderzone
Zarejestrowany: 2011-01-13
Posty: 71

Remmy vs Raistlin

TEKST NR 1 - REMMY

Graviel miał dziś wyjątkowo zły dzień.
Od kiedy tylko oznajmił rodzicom, że pragnie wstąpić do zakonu i przyjąć święcenia jako kapłan Kiri-Jolitha marzył o wielkich wojnach i chwalebnych czynach (oczywiście z jego udziałem), których dokona z pomocą potężnego boga – Surowego Wojownika. Marzenia te dodatkowo podsycali jego rodzice dumni z syna i jego chęci poświęcenia się bogom dobra. Gdy tylko postawił pierwszy krok na drodze do chwały, zwaliło się na niego całe mnóstwo nieprzewidzianych trudności. Dzielnie pokonał tę drogę nowicjusza szorując posadzki, zgłębiając sztukę walki orężem oraz modląc się pokornie o wytrwałość i siłę. W końcu nadszedł upragniony dzień, w którym przywdział szaty prawowitego kapłana. Nadszedł dzień, w którym zacznie naprawiać świat!
- Ojcze Gravielu, pomożesz mi naprawić dzisiaj płot? Ta burza, rozumie ojciec… A mój chłop leży, choroba jakaś go zmogła…

Graviel westchnął przeciągle i przytaknął pulchnej kobiecinie, której gospodarstwo zaopatrywało gospodę, w której się zatrzymali. Kiedy zamknął drzwi odezwał się do swojego towarzysza – przewodnika o imieniu Triam. Ten właśnie wstawał i tarł zaspane oczy.
-Gdybym chciał naprawiać cudze płoty zostałbym cieślą!  - Powiedział kapłan z rozżaleniem i usiadł na drugim łóżku. – Ile nam zostało dni drogi do Stolicy?

Mężczyzna, do którego się zwrócił ziewnął przeciągle i dopiero odpowiedział.
- Jeszcze trzy dni i powinniśmy być na miejscu. O ile pogoda będzie sprzyjać.
Gavriel wyjrzał przez okno z nadzieją, rozczarował się jednak. Niebo zasnute było ciężkimi chmurami.

- Zdaje się, że gospodyni prosiła cię o pomoc? – Zaśmiał się Triam. Wyszczerzył swoje żółte zęby i przeczesał włosy palcami. Gavriel zmierzył go krytycznym spojrzeniem. Triam był młodym mężczyzną, prawdopodobnie obaj byli w tym samym lub zbliżonym wieku, lecz wygląd różnił ich diametralnie. Kapłan z namaszczeniem dbał o swoje szaty będące symbolem jego statusu prawie tak samo jak medalion boga. Strzygł także starannie zapuszczoną blond brodę oraz włosy i zawsze prosił o balię z wodą, aby przemyć się po trudach podróży, choćby była lodowata. Chciał walczyć w obronie uciśnionych i nieść otuchę zlęknionym. Triam natomiast o swój skórzany strój tropiciela dbał na tyle na ile to było konieczne, aby był zdatny do noszenia bez wstydu, o prezencję nie dbał w najmniejszym stopniu, Gavrielowi aż wstyd było podróżować w takim towarzystwie, ale prawdą było iż właśnie ten mężczyzna, wyglądający raczej na chytrego rzezimieszka znał okolicę najlepiej.

„Stolicą”, którą miał na myśli duchowny wcale nie było miasto stołeczne żadnego kraju. Było to średniej wielkości miasto, ostatnio dość dobrze prosperujące, największe w odległości kilkunastu dni od jazdy wierzchem. Gavriel został tam odesłany do nowo wybudowanej świątyni, gdzie miał przejąć opactwo, lecz wpierw musiał do niego trafić. W ostatnich kilku dniach podróż niestety przeciągała się w nieskończoność. Gdy tylko mijali jakąś wieś zostawał zalany morzami najróżniejszych próśb – poczynając od ważniejszych polegających na wyleczeniu czyjegoś chorego dziecka, poprzez złapanie miejscowego złodzieja na pomaganiu przy zbijaniu gwoździ kończąc. Gavriel nie miał serca odmówić komukolwiek, mimo iż próbował wielokrotnie, natomiast Triam był tym bardziej zadowolony, gdyż kapłan płacił mu za każdy jeden dzień podróży, a za dodatkowe opóźnienia nie można było winić akurat jego. Choć co prawda Garvriel podejrzewał iż przewodnik specjalnie wybiera taką trasę, by się na jak najwięcej potrzebujących natknąć, a gdy to zasugerował Triam odparł tylko ze wzruszeniem ramion i kpiącym uśmieszkiem: - To ty chciałeś pomagać ludziom, powinieneś się cieszyć.

    Gavriel wyrwał się z zamyślenia, kiedy towarzysz pociągnął go za ramię, proponując śniadanie.
- Co podać? – spytała gospodyni z szacunkiem kapłana.
- Jajka, chleb i coś porządnego na przepłukanie gardła – zamówił Triam, na co kobieta zgromiła go wzrokiem, ale Gavriel przytaknął. Jakoś nie miał dziś najlepszego nastroju i podparł łokieć na blacie, a na dłoni złożył podbródek.  Zapowiadało się, że kolejny dzień pozbawiony przygód, o których marzył. „Może to powołanie to był jednak błąd?” Myślał. Gospodyni niosła właśnie ich śniadanie, lecz pod nogami przebiegł jej kot i prawie się wywróciła. Triam zareagował i złapał kobiecinę ratując ją i tacę przed upadkiem. Mimo wszystko trunek się rozlał. Kapłan spojrzał ciężkim wzrokiem na nasiąknięte piwem jajka i westchnął przeciągle.

    Arisza miała wyjątkowo dobry dzień. Poprzednio udało jej się wywołać pierwszą chorobę, a choć nie zaraźliwą, to burza poprzedniego wieczoru bardzo sprzyjała jej przygotowaniom do wyjątkowo trudnego rytuału. Jej pierwszej samodzielnej klątwy odkąd została wyznawczynią Morgiona, a następnie jej kapłanką.

Znalazła w pobliskim zagajniku całkiem sporą ilość trujących grzybów i trochę kocimiętki, dzięki której zwabiła błąkającego się okolicy kota. Na razie jej moc była zbyt słaba, aby składać Morgionowi ofiary z ludzi. Zdawała sobie sprawę, że w tak niewielkiej wsi szybko by ją odkryli i najpewniej spalili, lub powiesili. Mimo to cieszyła się względami swojego boga, najwyraźniej jej entuzjazm podobał się Panu Zarazy i udzielał jej swego błogosławieństwa.

Wróciła do swojego domu i zeszła do piwnicy. Niewielkie pomieszczenie oświetlały wystarczająco dwa lichtarze świec wiszące po przeciwległych stronach bocznych ścian. Arisza podeszła do ołtarza z czarnego marmuru, który znajdował się naprzeciw wejścia. Wydawał się emanować z siebie zgniłozielone światło, a kobieta poczuła przypływ mocy. Spojrzała na gładką powierzchnię ołtarza i pomimo słabego blasku świec, ujrzała odbicie swojej bladej twarzy o ostrych rysach. Nie była to piękna twarz – okolona splątanymi czarnymi włosami, pokryta zmarszczkami frustracji oraz znamionami wielu przebytych chorób. Najzagorzalsi wyznawcy Morgiona przechodzili próbę polegającą na przetrzymaniu coraz to potworniejszych chorób, a Arisza właśnie należała do najwytrwalszych czcicielek. Kobieta wykrzywiła twarz w grymasie niezadowolenia, ale po chwili uśmiechnęła się.
- Już niedługo… - wyszeptała wkładając rękę do kieszeni i wyjmując medalion poświęcony Morgionowi - Odzyskam urodę i zyskam potęgę. Może jeszcze dziś wieczór Mój Panie, na tę wieś spadnie najpodlejsza zaraza jaką widziałeś!

Arisza zabiła kota i nalała do przygotowanej wcześniej szklanej karafki krew, która ociekała z blatu ołtarza. Następnie wszystkie potrzebne grzyby i rośliny, które znalazła w lesie dołączyły do martwego zwierzaka, a kapłanka przymknęła oczy i pogrążyła się w modlitwie splugawienia. Czuła jak moc Morgiona przepływa przez nią i wzbiera w krtani. Otworzyła usta, czując jak wydobywa się z nich gęsty dym. Uchyliła powieki, by zobaczyć jak zatruta, żółta mgiełka otacza przedmioty znajdujące się na ołtarzu.

Nie miała pojęcia jak długo trwało obdarzenie przedmiotów mocą Pana Zarazy. Straciła poczucie czasu, ale gdy skończyła stwierdziła, że musiało minąć kilka godzin. Najlepszym dowodem na to były dopalające się świece. Arisza wyczerpana sięgnęła do blatu ołtarza i tak jak się spodziewała znalazła na nim jedynie karafkę z krwią kota, która przybrała czarny kolor oraz popiół pozostały po ziołach i grzybach. Wsypała je do karafki, zakorkowała i schowała do kieszeni swej szaty. Chciała wykonać swoje zadanie jeszcze dziś, ale najpierw musiała się posilić.

Podczas gdy kapłanka Arisza modliła się do Morgiona, Gavriel również wzywał Kiri-Jolitha o wsparcie. Jednak jego modlitwy odnosiły się znacznie bardziej przyziemnych spraw. Mianowicie błagał Surowego Wojownika o cierpliwość. Po naprawieniu płotu został poproszony o usunięcie szkód spowodowanych burzą w dachu gospody, zmuszony do rozstrzygnięcia kilku sporów dotyczących bydła, wybrania stosownego prezentu dla młodej pary, pobłogosławieniu tejże pary naturalnie oraz ostatecznie usunięciu wielkiej kłody z drogi wraz z kilkoma innymi najsilniejszymi mężczyznami z wioski.

Pod koniec ostatniego zadania był spocony, zmęczony i zły. Najwyraźniej będą musieli zostać z Triamem na jeszcze jedną noc. Sam Triam z początku się śmiał, jednak towarzysząc kapłanowi zaczął mu trochę współczuć. Zwłaszcza wtedy, gdy zagonił i jego do przesuwania kłody.
- Powinieneś potrafić odmówić stary – Westchnął sam ocierając pot z czoła. – Jeśli tak będziesz każdemu pomagał, to nie dotrzemy na miejsce w tydzień, nie mówiąc o trzech dniach.
Gavriel zwrócił spojrzenie w niebo.
- Najważniejszą nauką mojego boga jest to, aby pomagać potrzebującym. – W głębi duszy wiedział jednak, że Triam ma rację. Zbyt łatwo ulegał jakimkolwiek prośbom. Powinien znaleźć jakiś złoty środek między celem swojej podróży, a spełnianiu nauk Kiri-Jolitha. – No nic, w końcu skończyliśmy, a powoli słońce zachodzi. Chodźmy odpocząć.

Po drodze mijali wdzięcznych mieszkańców wioski. Gavriel odmachiwał właśnie znajomym nowożeńcom, kiedy z impetem potrącił go jakiś chłopiec z długim patykiem. Potrącony kapłan przypadkiem wpadł na przechodzącą obok kobietę. Wypuściła ona z rąk jakiś przedmiot. Rozległ się brzęk stłuczonego szkła i na ziemię rozlał się zawiesisty śmierdzący płyn.
- Najmocniej panią przepraszam… - Kobieta wpatrywała się w szoku na stracony dobytek.
- Chłopcze! Wróć no tutaj natychmiast! – Zawołał Gavriel upewniając się uprzednio, że nie zrobił jednak kobiecie krzywdy, ta jednak nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi tylko uklękła przy rozlanym płynie i złapała się za głowę. Chłopiec, przestraszony podszedł z opuszczoną głową. Zanim kapłan zdążył się odezwać ten zaczął się tłumaczyć:
- Proszę pana, ja nie chciałem! Niech się pan mnie nie… Pan się nie gniewa… Ja walczyłem z potworami, chcę być rycerzem!
- Spokojnie. Jak masz na imię? – Zaptał Gavriel kładąc dłoń na ramieniu chłopca.
- Na-Natan panie… - Odpowiedział drżąc.
- Natan, dlaczego chcesz zostać rycerzem?
Chłopak wytrzeszczył oczy zdumiony takim pytaniem
- Ja… Chcę być silny i walczyć z goblinami i orkami, żeby wszyscy się mnie bali!
- Bycie rycerzem nie polega na tym, żeby się ciebie bali. Prawdziwy rycerz walczy tylko wtedy jeśli jest taka konieczność, a najważniejsze dla niego jest czynienie dobra poprzez pomoc bliźnim. Takim osobom bogowie udzielają błogosławieństwa i użyczają siły.
- Jak Humie? – Spytał zafascynowany Natan. Gavriel uśmiechnął się.
- Właśnie, tak jak Humie. A teraz idź, może uda ci się komuś pomóc.
Natan kiwnął głową i pobiegł w swoją stronę. Kapłan odprowadził go zadowolonym usmiechem. Poczuł się dużo lepiej, jakby odświeżony i wypoczęty. Nagle odniósł wrażenie, że medalion na jego piersi zrobił się ciepły. Położył na nim dłoń i pochylił się nad czarnowłosą kobietą.
- Pani, przykro mi z powodu twojej straty. Czy mógłbym jakoś zadośćuczynić? – Spróbował pomóc kobiecie wstać, lecz ta podskoczyła jak oparzona zanim ją dotknął i uciekła.
- Naprawdę urocze to było Gav, ale weź, naprawdę jestem już głodny – powiedział Triam, który chwilę rozmawiał z młodą parą. – Zostaliśmy zaproszeni na wesele, więc szkoda byłoby nie skorzystać, co nie?
- Masz rację. – Odparł i ruszyli przed siebie.

Offline

#2 2012-08-27 16:31:11

 Raistlin

Shalafi

8930444
Skąd: Myślenice
Zarejestrowany: 2010-08-01
Posty: 1157
WWW

Re: Remmy vs Raistlin

TEKST NR 2 - RAISTLIN

Arya


Arya z trudem otworzyła oczy, w jej pokoju panowała jeszcze ciemność, odłożyła na nocny stolik księgę którą czytała zeszłego wieczoru, jednak senność wygrała walkę z ciekawością. Księga była stara, owleczona niegdyś białą a dziś pożółkłą i popękaną skórą. Na krawędziach zdobiona była złotymi runami. Była to święta księga bogini Mishakal.
- Gdyby przełożony dowiedział się, że wykradłam ją z biblioteki znowu miała bym kłopoty, muszę być bardziej ostrożna. – skarciła się w duchu.
Za godzinę, gdy pierwsze promienie słońca oświetlą Palanthas miała rozpocząć się poranna modlitwa do bogini w której uczestniczą wszyscy kapłani.
Arya usiadła na swoim miejscu i z ciekawością przyglądała się nadchodzącym i zajmującym miejsca klerykom. Wypatrywała swej przyjaciółki Niniel, która zwykle zajmowała miejsce obok niej. Dziś jednak Niniel nie pojawiła się na na modlitwie. Było to bardzo dziwne zważywszy na to, że poranna modlitwa była obowiązkiem każdego kapłana i kapłanki a zwolnić z niej można się było tylko z bardzo ważnego powodu. A taki powód Niniel na pewno zdradziła by swojej przyjaciółce.
Po śniadaniu klerycy mieli godzinę na odpoczynek i przygotowanie się do przyjmowania wiernych, którzy przybywali tu z różnych zakątków Krynnu po błogosławieństwo bogini. W większości byli jednak ci którzy przybywali z prośbą o uzdrowienie.
Było już przed południem gdy klerycy opuścili wielką salę. Arya postanowiła przejść się po przykatedralnych ogrodach, gdzie mogła w spokoju przemyśleć całą sprawę i postanowić co może zrobić w sprawie swojej przyjaciółki.
- Coś się stało Ari?
Arya wzdrygnęła się słysząc piskliwy głosik syna młynarza, który wyrwał ją z zamyślenia.
- Nic takiego Tsin, zastanawiam się… może ty widziałeś gdzieś Niniel? Nie pojawiła się dziś na modlitwie.
Tsin był ich przyjacielem, jeszcze do niedawna bawili się razem w chowanego lub grali w smocze kule w ogrodach.
- Widziałem ją wczoraj po zmroku… ups, obiecałem trzymać buzię na kłutkę.
- Tsin! To bardzo ważne, boję się, że coś jej się stało, proszę powiedz mi.
Tsin spojrzał na Arye jej mina powiedziała mu, że sprawa może być poważna. Lubił obie dziewczyny i nie chciał by coś przytrafiło się Niniel.
- Miałem już wracać do domu na kolacje, gdy ją spotkałem. Powiedziała, że wybiera się w stronę Jaskini Brzasku nazbierać kwiatów Solimiru.
Dzisiejszej nocy Solinari świecił wyjątkowo jasno co sprzyjało rozkwitowi tego leczniczego ziela.
- Idę jej poszukać – zadecydowała Arya. – A ty Tsin, pójdziesz ze mną.
- Przygoda! Świetnie, zabiorę tylko moją broń.
Tsin po chwili wrócił z drewnianym mieczykiem który dumnie nosił u pasa i razem ruszyli w stronę głównej bramy.

Cahir


Tuż po porannych rytuałach, Cahir pobiegł do swej komnaty by się przygotować. Był bardzo podekscytowany, gdyż dziś był jego wielki dzień. Miał zostać „wtajemniczonym” w strukturach wyznawców swojego boga Chemosha. Był to dla niego wielki zaszczyt i spełnienie jego marzeń. Osiągnięcie tej rangi kosztowało go wiele wyrzeczeń. Normalnie o tej porze przygotowywał by się właśnie do złożenia jakiejś ofiary swemu bogu. Cahira fascynowała śmierć, nigdy jeszcze nie spotkał nieumarłego ale czuł, że było by to dla niego fascynujące przeżycie.
Każdej nominacji towarzyszyło specjalne nabożeństwo w którym starsi rangą wyznawcy zbierali się, prosząc Chemosha o dar nieśmiertelności i akceptację dla nowego kapłana. Cahir nie znał jednak szczegółów rytuału, jego wiedza opierała się raczej na zasłyszanych plotkach i własnych domysłach.
Wyznawcy Chemosha w tym regionie nie mieli swojej stałej siedziby. Przenieśli się w okolice Palanthas stosunkowo niedawno z okolic Neraki gdzie odkryto ich obecność. Tutaj na razie byli bezpieczni. Gdyż żadne większe grupy ludzi nie zapuszczały się w okolice wysoko położonej jaskini.
Po przygotowaniu wszystkich niezbędnych atrybutów, Cahir ubrał rytualną szatę i wyszedł z komnaty kierując się w kierunku wyżej położonej sali w której miała się odbyć jego nominacja.  System tuneli był istnym labiryntem w którym niejeden kleryk mógł błądzić godzinami. Cahir jednak szybko zapamiętał rozkład pomieszczeń w jaskini. Był bardzo bystry w porównaniu ze swoimi rówieśnikami. Między innymi to przyczyniło się do jego szybkiego awansu.
Gdy dotarł na miejsce w sali panował półmrok. Ciemność oświetlało jedynie kilka świec w okół ołtarza, na którym leżała kobieta ubrana w białe szaty kapłanki Mishakal. Była skrępowana i wyczerpana ciągłymi bezskutecznymi próbami uwolnienia się. Cahir zauważył ruch za ołtarzem. Starszy mężczyzna siedzący wcześniej w cieniu wstał i przemówił patrząc na Cahira.
- Podejdź synu i złóż ofiarę swemu bogu!
Cahir spojrzał na leżący obok kobiety wielki sztylet. Zakręciło mu się w głowie. Podszedł jednak do ołtarza. – nie mogę tego zrobić pomyślał – tyle wyrzeczeń tyle pracy dla tej chwili. A ja nie mam w sobie dość odwagi.
- Chyba nie powiesz mi, że chcesz zawieść swego boga Cahirze? – powiedział starszy kapłan.
Nie, nie chciał zawieść Chemosha. Nie po tych wszystkich latach które już dla niego poświęcił. Uniósł sztylet, trzymając go oburącz nad piersiami kobiety. Sztylet zaczął opadać.

Arya


Powietrze przesyciło coś co można było nazwać tylko czystą magiczną energią.
- W imię Mishakal nakazuję wam przestać!
Kapłani ujżeli jak na środek komnaty wychodzi postać od której bił niesamowity biały blask. Ich przyzwyczajone do ciemności oczy nie mogły znieść tego światła, więc blask na wpół ich oślepił. Dało to szanse Tsinowi na oswobodzenie Niniel. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach jednak strach przed okrutną śmiercią z rąk kapłanów dodał jej sił. Tsin i Niniel zaczęli uciekać w stronę gdzie, jak wydawało się Tsinowi, znajdowało się wyjście. Po chwili, gdy ich oczy częściowo przyzwyczaiły się do światła, kapłani zła zorientowali się, że ich przeciwnikiem jest tylko młoda kapłanka, zapewne przyjaciółka tej, którą mieli złożyć w ofierze swemu bogu. Ruszyli w jej stronę.
Arya nie zastanawiając się długo pobiegła w ślad za swymi przyjaciółmi. Z powodu osłabienia Niniel wkrótce udało jej się ich dogonić. Wiedziała, że nie uciekną.
- W razie czego zostanę i zatrzymam kapłanów – powiedziała sobie w duchu, wiedziała że tą decyzją oddaje swoje życie za swych przyjaciół. Czuła na plecach oddech swych prześladowców.
- Biegnijcie dalej! Nie zatrzymujcie się! Tsin obiecaj, mi że doprowadzisz ją w bezpieczne miejsce, nie wracaj po mnie. Słyszysz?
Tsin skiną ze smutkiem głową, wiedział co dla Aryi oznacza ta decyzja.
Arya odwróciła się zastępując drogę pogoni.
- Ja jestem waszym przeciwnikiem! – postanowiła opóźnić pogoń jak tylko mogła, prosiła Mishakal o wsparcie.
Nie takiego wsparcia jednak oczekiwała. Z ciemności za nią wyskoczył biały tygrys który rzucił się na pierwszego z kapłanów. Reszta nie zastanawiając się długo rzuciła się do ucieczki.
- Tandar – wyszeptała Arya z niedowierzaniem. – A więc Czcigodna Crysania dowiedziała się o naszej wyprawie i wysłała Tandara by nam pomógł. Wiedziała, że w katedrze czekają ją ogromne nieprzyjemności. Ale wszystko było w tej chwili lepsze od losu który czekał by ją z rąk kapłanów Chemosha.
Arya odwróciła się więc i pobiegła w kierunku wyjścia a towarzyszył jej biały tygrys.


"Stajenny ma swój humor i kopie psa. Mag ma swoje humory i znika miasteczko."

http://www.smoczalanca.pun.pl/_fora/smoczalanca/gallery/2_1327707076.jpg

Offline

#3 2012-08-27 20:07:23

 Vanthanoris

Rycerz Miecza

6502606
Skąd: Wolin
Zarejestrowany: 2011-11-12
Posty: 132

Re: Remmy vs Raistlin

Mam nadzieję, że wolno mi ocenić wasze dzieła?
Z góry mówię, że specjalistą nie jestem (o czym wiecie, ale się przypominam) i z góry przepraszam za wszelkie wytykanie błędów oraz krytykę, stanowi to jednak nieodłączną część oceny ogólnej.

Stosuję skalę 1-10.

Remmy:
- wyraz "przeciągle" powtórzył się ok. 3-4 razy w tekście (takie tam czepianie się, ale to mi się rzuciło w oczy)
- na duży plus opis "rytuału" Ariszy - bardzo profesjonalnie zbudowane zdania, działające na wyobraźnię (przynajmniej moją)
- niestety brak punktu kulminacyjnego, albo przynajmniej wydarzenia, które nadało by sens opowiadaniu - chodzi mi o to, że zakończenie mnie nieco rozczarowało, ot takie  kilkusekundowe "spotkanie" i nic poza tym. Niewątpliwie wynikało to głównie z ograniczonej długości opowiadania. 

Podsumowując - opowiadanie jako całość dobre i wciągające, z drobnymi błędami (budowa co poniektórych zdań mi nie odpowiadała - (przekombinowane, dłużące się), za to większość była dobra, trzymająca poziom). Z miłą chęcią zapoznałbym się z kolejnymi owocami Twojej twórczości  Rady: nie poprawiaj języka (jest bardzo dobry), miej jednak baczenie na długość i spójność zdań (czepiam się dlatego, że nie przepadam za opisywaniem zbędnych rzeczy, bardziej wolę opisać aż nadto krajobraz dotyczący bohaterów). Klucz do idealnego opowiadania - znacznie dłuższa treść. Podejrzewam, że przy większym polu do popisu tekst ten okazał by się jeszcze lepszy.

OCENA: 7,5


Raistlin (tutaj nieco więcej odnośnie treści):
- Brak postaci Cahira w bezpośredniej konfrontacji z kapłanką Mishakal
- Miałem nadzieję, że kapłanka zginie (liczyłem tym razem na triumf zła), aczkolwiek tygrys Crysanii to pozytywnie zaskakujący element (spodziewałem się czegoś w rodzaju oślepiającego światła czy innego boskiego cudu)
- Język i budowa zdań wyraźnie słabsze, niż u Remmy
- Więcej akcji i wydarzeń, bohaterka skupiona na działaniu, skupienie się na istocie, głównym wątku. (na plus, według mnie w opowiadaniu takich rozmiarów nie ma miejsca na wątki poboczne).

Budowa zdań, jak napisałem powyżej, niezbyt mi przypadła do gustu. Proste, niezbyt rozbudowane. Choć z kolei dzięki temu opowiadanie szybkie, łatwe i przyjemne, jednakże niezbyt zapadające w pamięć.

Ocena: 6,5


Z góry przepraszam Was oboje za swoje "przemądrzałe" uwagi (bo z całą pewnością tak to odbierzecie, choć się do tego nie przyznacie). "Napisz coś sam" - tak będzie brzmiała jedna z Waszych myśli. Może odrobinę przesadziłem z krytyką, ale moje oceny były jak najbardziej obiektywne, nikogo nie chciałem urazić, tylko wyrazić swoją opinię. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Poza tym wyrazy szacunku dla Was za samą chęć pisania opowiadań - u mnie to wypada różnie, pomimo częstego posiadania nadmiernej ilości czasu.

Ostatnio edytowany przez Vanthanoris (2012-08-27 20:09:35)

Offline

#4 2012-08-28 23:03:39

 Raistlin

Shalafi

8930444
Skąd: Myślenice
Zarejestrowany: 2010-08-01
Posty: 1157
WWW

Re: Remmy vs Raistlin

Dzięki za opinie. Absolutnie o nic się nie obrażam. Muszę popracować zatem nad językiem. Biorąc pod uwagę fakt, że jest to moje pierwsze opowiadanie, cieszy mnie taka wysoka ocena, spodziewałem się gorszej.


"Stajenny ma swój humor i kopie psa. Mag ma swoje humory i znika miasteczko."

http://www.smoczalanca.pun.pl/_fora/smoczalanca/gallery/2_1327707076.jpg

Offline

#5 2012-08-29 16:54:19

Hannoki

Zwykły obywatel

Zarejestrowany: 2012-07-08
Posty: 1

Re: Remmy vs Raistlin

Remmy:
Piszesz bardzo dobre opisy, działają na wyobraźnię, po prostu się to czuje. W tym krótkim opowiadaniu zdążyłaś ukazać nam historię Gavriela, jego przemyślenia i cele. Mnie zakończenie się spodobało. Ta przypadkowość, tragizm i komizm wymieszane dały naprawdę świetny efekt. Arisza idąca z krwią przygotowywaną przez kilka godzin, powstrzymana przez zupełnie idiotyczne zajście. Wioska uratowana, ale nikt nigdy się nie dowie o zagrożeniu. Opowiadanie w stylu Piekary, którego zresztą bardzo lubię.
Raistlin:
Opowiadanie bez szału, chyba nie przemyślałeś za bardzo fabuły. Arya bardzo szybko przedostała się przez labirynt, w którym miano złożyć ofiarę. Na plus zasługuje nagła zmiana sytuacji w krypcie. Taki szybki queścik. Niestety, ale już na samym początku zrobiłeś sporo błędów. Od razu rzuca się w oczy ogromna ilość czasownika ,,być''. Zresztą nie tylko to się powtarza. Tutaj znów widać, że robiłeś to na szybko. Gubisz przecinki. Jakbyś zrobił więcej akapitów, łatwiej by się czytało.

Podsumowując, Remmy wygrała fabułą i stylem. Raistlin nie popracowałeś nad swoim opowiadankiem i nie oszukujmy się, słabo to wyszło. Wierzę jednak, że stać cię na więcej.
Niestety prawda nie zawsze jest przyjemna, ale gdybym tutaj nakłamał to by to nic nie dało. Dlatego proszę o spokojne przyjęcie krytyki

Offline

#6 2012-08-29 17:40:59

 Raistlin

Shalafi

8930444
Skąd: Myślenice
Zarejestrowany: 2010-08-01
Posty: 1157
WWW

Re: Remmy vs Raistlin

Ban!

Wiem, że pisarzem nie jestem. Ekspertem od budowy zdań i interpunkcji też nie. Tak więc nie wiem, czy poświęcenie większej ilości czasu na ten tekst coś by tutaj pomogło. Z resztą, ta cała zabawa jest między innymi po to, by doskonalić swoje umiejętności w pisaniu. Przynajmniej taki jest w tym mój cel.

Dzięki za konstruktywną krytykę, wiem nad czym popracować. Następnym razem będziesz mógł ocenić postępy


"Stajenny ma swój humor i kopie psa. Mag ma swoje humory i znika miasteczko."

http://www.smoczalanca.pun.pl/_fora/smoczalanca/gallery/2_1327707076.jpg

Offline

#7 2012-08-30 14:24:26

 Soth

Rycerz śmierci

Skąd: się tu wziąłem?
Zarejestrowany: 2011-10-05
Posty: 45

Re: Remmy vs Raistlin

Remmy-7
Raistlin-6

Offline

#8 2012-08-30 18:27:12

 Grothork

Rycerz Róży

Skąd: biorę piwo?
Zarejestrowany: 2011-08-29
Posty: 322

Re: Remmy vs Raistlin

Oba opowiadania świetnie się czyta, jednak patrząc na błędy oceniłem tak:
Remmy - 8
Raistlin - 7.5

Offline

#9 2012-09-01 14:30:03

 Remmy

Rycerz Korony

Skąd: Kenderzone
Zarejestrowany: 2011-01-13
Posty: 71

Re: Remmy vs Raistlin

Dziękuję wam wszystkim za oceny, strasznie się cieszę, że znaleźliście na to czas i chęci. Dobrze wiem, że niekoniecznie chętnie czyta się czyjeś opowiadania.
Vanthanoris - nie zwróciłam uwagi wcześniej na te "przeciągle", ale to na pewno dlatego, że wcale nie przeczytałam całego tekstu przez wrzuceniem, bo praktycznie w dniu terminu je skończyłam i stresowałam się, ze nie zdążę Hannoki ma rację, końcówka miała być taka tragikomiczna, ale nie do końca udało mi się to oddać tak, jakbym sobie tego życzyła. Męczyłam się nad tym trochę, opornie mi szło przyznam szczerze. Dlatego byłam pełna podziwu (a także strachu "Boże, on już napisał, takie szybkie natchnienie, na co ja się kurczę porwałam?!", że Raistlin już pierwszego dnia miał całość. Szacun. Jakbyś przez ten tydzień je cały czas poprawiał, to z pewnością bym przegrała ^^ Ja ostatniego dnia do napisania miałam jeszcze całą stronę A4!

Ale Piekary nic nie czytałam, zabawne

Offline

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
hotelstayfinder.com https://www.hotelstayfinder.com/