DragonLance Forum

Forum dla fanów DragonLance, książek fantasy oraz RPG.


#181 2013-09-17 11:31:00

 janjuz

Najwyższy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduńska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 829

Re: Stolik w kącie

Obejrzałem dzisiejszy filmik Xazaxa. Muszę przyznać, że wrażenie robi mocne. Grafika faktycznie dobra a fabuła nieprosta. Zaznaczam; NIE JESTEM GRACZEM więc patrzę na to bardziej jak na twór literacki wsparty dobrym obrazem a jednocześnie zadający pytania tak fundamentalne jak smok zadał głosem Fronczewskiego. Muszę powiedzieć przy tym, że kompletnie mnie nie przekonują przeszkody w rodzaju lodowych upiorów, niedźwiedzi etc. Wolałbym, by bohater musiał się wysilić intelektualnie a nie fizycznie. Ale gra jest przecież przeznaczona nie tylko (a nawet nie przede wszystkim!) dla takich Matuzalemów jak ja! Dzieciaki też muszą mieć frajdę.
   Mam tylko nadzieję, że zastanowią się nad pytaniem:
- czy lepiej jest urodzić się dobrym, czy ogromnym wysiłkiem pokonać własną pokręconą naturę?
Odpowiedź na to pytanie daje oczywiście również odpowiedź na inne: czy mamy smoka zabić?
   Ponieważ zawsze stoję na stanowisku, że co łatwo przyszło cenione nie będzie, więc urodzenie się dobrym jest nic nie warte. Nie masz wtedy punktu odniesienia. Nie wiesz co jest dobre a co złe bo zła nigdy nie zaznałeś we własnym wnętrzu. Jeżeli poczucia prawości nie wykształciłeś sam we wnętrzu własnego charakteru to nie jesteś człekiem prawym, nie znasz nieprawości, nie umiesz odróżniać co prawe a co nie. Zatem odpowiedź na smocze pytanie jest oczywista: NAJWIĘKSZY ZWYCIĘSTWEM JEST POKONANIE WŁASNYCH SŁABOŚCI CZY NIEGODZIWOŚCI MOCĄ WŁASNEJ WOLI I CHARAKTERU.
   Takie postawienie sprawy implikuje natychmiast odpowiedź na pytanie o zabicie smoka – NIE! NIE WOLNO! Powiedziałbym nawet, że zabicie go spowoduje może spowodować powstanie sytuacji, w której zabraknie przykładu dla innych, że taka przemiana jest możliwa. Zabijając go staniemy się zatem winni, co z tego że potencjalnie a nie bezpośrednio, pozbawienia szans przemiany wewnętrznej innych popaprańców. Możemy wtedy wypuścić na świat całą rzeszę osobników pozbawionych skrupułów w walce o panowanie nad umysłami innych. Straszne.

Co do przetłumaczenia „Soul Cairn”
   Soul to oczywiście Dusza, natomiast rzeczownik Cairn oznacza kopczyk kamienny, ustawiany jako znak (najczęściej przydrożny) ale w kulturze celtyckiej oznacza też oznakowanie grobu kogoś, czyjego imienia albo nie znamy, albo wolimy nie pamiętać. Czasami można znaleźć odniesienie do tradycyjnego kurhanu ale to już naciągane nieco. Przetłumaczyłbym to raczej jako „Obelisk Dusz” lub „Kopiec Dusz”.

Ostatnio edytowany przez janjuz (2013-09-17 11:32:34)


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#182 2013-09-17 11:42:10

Xazax

Mistrz podziemi

Zarejestrowany: 2011-08-24
Posty: 773

Re: Stolik w kącie

janjuz napisał:

Muszę powiedzieć przy tym, że kompletnie mnie nie przekonują przeszkody w rodzaju lodowych upiorów, niedźwiedzi etc. Wolałbym, by bohater musiał się wysilić intelektualnie a nie fizycznie. .

W poprzednim odcinku była duuuuża zagadka logiczna którą ukończyłem poza planem filmowym ( Nie da się bardzo intensywnie myśleć i opowiadać o innej rzeczy
Jeśli dobrze pamiętam to w filmie padło parę pytań


"Żaden zwykly śmiertelnik nie mógl stać przed tymi przerażającymi, spowitymi w calun wrotami i nie oszaleć z nienazwanej grozy. żaden zwykly śmiertelnik nie móglby przejść nietknięty między strażniczymi dębami.
lecz Raistlin stal tam. stal tam spokojnie, bez strachu... "

Offline

 

#183 2013-09-17 11:56:40

 janjuz

Najwyższy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduńska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 829

Re: Stolik w kącie

W każdym Twoim filmie padają, i to doskonale, pytania. Zmusza to oglądających do myślenia a to jeszcze lepiej. Moje zastrzeżenia co do zwalczania mieczem przeszkód odnosiły nie do Ciebie, lecz do twórców gry. jestem fanem Fantasy of Sword and Sorcery ale przypomina mi się tekst z jednej z pierwszych opowieści o Pilocie Pirxie autorstwa St. Lema. Chodziło o pytanie zadane przez Instruktora gromadzie Kadetów, co należy zrobić gdy w podróży kosmicznej nagle twój statek nawiedzą obcy. Odpowiedzi kadetów oscylowały od natychmiastowego otwarcia ognia ze wszystkich luf do równie natychmiastowej ewakuacji i ucieczki. Instruktor zadawał zawsze to samo pytanie: A może by tak najpierw POMYŚLEĆ?
   Czasami właśnie tego brak w grach. Nie mówię tu o Skyrim bowiem wygląda mi na to, że poza umiejętnościami bojowymi w grze ważne jest podejmowanie decyzji. I to właśnie mnie kręci.


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#184 2013-09-17 12:50:33

Xazax

Mistrz podziemi

Zarejestrowany: 2011-08-24
Posty: 773

Re: Stolik w kącie

Skyrim nie jest jedynym reprezentantem gatunku RPG ( Gdzie walka ustępuje miejsca wspaniałym dialogom, moralnym decyzjom i barwnym postacią oraz rozwojowi naszego protagonisty)
Myślę że najlepszym przykładem takiej gry jest seria Wiedźmin gdzie scenariusz i dialogi pisał sam Sapkowski ( co nakłoniło go do rozpoczecia prac nad nowymi książkami o wiedźminie)
Myślę że jak tylko kupię sobie cześć pierwszą to pokażę wam trochę rozgrywki, narazie jednak zaproponuję zapoznanie się z kunsztem twórców w dwóch filmach ( Epickość tak wysoka że Skyrim może sobie poszczekać)
https://www.youtube.com/watch?v=qphn7_kztLQ
Oraz ten po którym mam ciarki
https://www.youtube.com/watch?v=WY5Sw4oa-kk

Jeśli chodzi o Skyrim to ciężko wyczuć moment do nagrywania, zdarza się tak że jak gram to przez dwie godziny nie wyciagam broni... Są tu narady wojenne, śledztwa, dochodzenia i caaaaaaała masa zawartości bez walki. Ale jak wciskam magiczny przycisk nagrywania zaraz horda smoków mnie napada...
Momentami jak gram przychodzi do mnie myśl "szkoda że nie nagrywam tego na smoczą lancę, spodobało by im się"
Trzeba zwrócić uwagę na to że jest to żywy i otwarty świat, nic nie można do końca zaplanować... Znając życie jakbym wam chciał pokazać ciągłą walkę to by się okazało że niedawno przelatywał smok i pozabijał mi wszystko Zdarza się tak że jakaś kluczowa postać która nas prowadzi w sekretną kryjówkę spadnie z klifu i już mamy po zabawie.
Osobiście czekam na kolejną odsłonę serii, ma być duuuużo bardziej rozbudowana, również fabularnie. Bedzie to gra MMO czyli zamiast przeciwników sterowanych przez komputer będziemy tu walczyć, handlować, rozmawiać i śmigać z prawdziwymi graczami.
Akcja gry toczy się na milenium przed wydarzeniami przedstawionymi w The Elder Scrolls V: Skyrim. Fabuła kręci się wokół paktu, który został podpisany pomiędzy rodziną Thern a potężnym nekromantą Mannimarco. Umowa ta związana jest z próbą odzyskania przez Imperium utraconej potęgi oraz rozciągnięcia jego wpływów na dodatkowe terytoria. Przedstawiciele arystokracji kontynentu Tamriel nie wiedzą jednak, że Mannimarco zawarł sojusz z potężnym demonem Molag Balem, którego celem jest zdobycie władzy nad światem. Dzięki temu mrocznemu przymierzu polegli w walce bohaterowie mogą zostać przywróceni do życia i wrócić do toczenia kolejnych bitew. W założeniu twórców, jest to wstęp to o wiele bardziej skomplikowanej historii.
Będzie opowiadała o zimnej wojnie między trzema frakcjami Tamriel : Pakt Ebonheart (zrzeszający rasy Nordów, Dunmerów i Argonian) czyli Synowie Skyrim, Dominium Aldmeru (Altmerowie, Bosmerowie i Khajiitowie) oraz Przymierze Daggerfall (Orkowie, Bretoni, Redgardowie)
Zwiastun pokazuje jak bardzo będzie się różnił styl gry między frakcjami

https://www.youtube.com/watch?v=XH9fCA3dmGc




A co wam się najbardziej podoba w Fantastyce? Postacie? Lokacje?


"Żaden zwykly śmiertelnik nie mógl stać przed tymi przerażającymi, spowitymi w calun wrotami i nie oszaleć z nienazwanej grozy. żaden zwykly śmiertelnik nie móglby przejść nietknięty między strażniczymi dębami.
lecz Raistlin stal tam. stal tam spokojnie, bez strachu... "

Offline

 

#185 2013-09-25 19:49:25

 janjuz

Najwyższy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduńska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 829

Re: Stolik w kącie

Xazax! Nareszcie DragonLance! Troszkę musiałem poczekać ale się doczekałem.
Krytyka techniczna: zero uwag, potrafiłeś mnie zmusić do skupienia i wysłuchania od początku do końca i o to chodzi! (jako purysta językowy nie przepadam za określeniami typu „spoilerowanie” ale to sprawa indywidualna a może już pokoleniowa )
Krytyka merytoryczna: świetnie omówione pochodzenie sagi, to ważne bowiem przyszły czytelnik z góry jest uprzedzony, że będzie przygodowo i magicznie. Omówiłeś, i to dość szczegółowo drużynę (podobną jak u Tolkiena, tutaj się z Tobą nie zgadzam – Tolkien jest lepszy, może trudniejszy w czytaniu ale lepszy), lekko zarysowałeś rasy natomiast nie wiem czemu, może celowo, nie wspomniałeś o SMOKACH ani o całym panteonie BOGÓW. Cała saga wszak opiera się na fakcie, że bogowie potrafią działać niemal materialnie na świat Krynnu (tej nazwy też nie było) a na domiar wszystkiego smoki to mogą wspierać, niszczyć lub działać tylko w swoim interesie.
   W moim pokoleniu użycie publiczne sformułowania „urywa dupę” było po prostu zabronione! Za to można było dostać po pysku. Różnica pokoleń.
   Na zakończenie jedna uwaga: może to sprawa techniczna, może indywidualna, może trema a bo i co inszego: ponieważ mówisz dość szybko  więc i dość szybko zasycha ci w ustach, słychać jak przełykasz, może gdybyś film realizował poszczególnymi ujęciami a potem go montował miałbyś większą kontrolę nad tekstem i mową? Nie wiem ale na Twoim miejscu popróbowałbym.
Ocena ogólna w skali do jakiej JA przywykłem, czyli 2-5:  daję 4+
CZEKAM NA WIĘCEJ!!!!!!!


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#186 2013-10-12 12:57:09

Xazax

Mistrz podziemi

Zarejestrowany: 2011-08-24
Posty: 773

Re: Stolik w kącie

Ok mały update filmów :
Skyrim #7 czyli pomówmy o wspomnieniach
https://www.youtube.com/watch?v=f1OTcNQnJgI
Podziękowania z okazji 200 widzów nabitych na kanale. Dziekuje również wam
https://www.youtube.com/watch?v=Vcq1fQTd410


"Żaden zwykly śmiertelnik nie mógl stać przed tymi przerażającymi, spowitymi w calun wrotami i nie oszaleć z nienazwanej grozy. żaden zwykly śmiertelnik nie móglby przejść nietknięty między strażniczymi dębami.
lecz Raistlin stal tam. stal tam spokojnie, bez strachu... "

Offline

 

#187 2013-10-16 21:08:25

 janjuz

Najwyższy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduńska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 829

Re: Stolik w kącie

Xaz! Błagam! Jedna sprawa na raz! Namieszałeś tak z tymi wspomnieniami, że się nieco pogubiłem. Mam tylko pytanie - czy wspomnienia zamieszczać w jakimś odrębnym wątku czy na przykład w Gospodzie, przy stoliku w kącie?


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#188 2013-10-16 21:47:13

 janjuz

Najwyższy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduńska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 829

Re: Stolik w kącie

Zaproponowałeś, Xazax, podzielenie się ważnymi wspomnieniami. Mam takich kilka. Na domiar nieszczęścia, przez całe lata miałem zwyczaj spisywania notatek z co najlepszych zdarzeń, wspomnień, przemyśleń. Początkowo pisałem na kartkach, potem przepisywałem to na dyskietki 3" (tak, 3 a nie 3,5 - to był Amstrad), potem pisałem na IBM PC  pod Chiwriterem (edytor dosowski), potem zaczęła się era Windows i Office'a. Piszę do dziś. Wspomnienia ważne, wesołe, smutne, śmieszne i tragiczne. Dzisiaj chciałbym Wam przedstawić tekst, jaki spłynął z mego pióra w latach 80-tych.



Pierwsze wspomnienie o Ojcu
--------------------------------------
Mój ojciec był człowiekiem niesamowicie zalatanym. Pamiętam do dziś reakcję matki, gdy wrócił do domu około 17.00;

- Z pracy cię wywalili?!

Ojciec wracał zazwyczaj około 19.00 – 20.00.  Był w tym czasie dyrektorem naczelnym dzisiejszej Foniki. Dla mojej siostry czasem znalazł chwilkę, lecz ja byłem za mały na jakiekolwiek poważniejsze kontakty.

Do końca świata zapamiętam dzień moich siódmych urodzin – 1959.05.02.  Pogoda była wspaniała, ojciec wrócił z pracy bardzo wcześnie, co tym razem nie zdumiało mojej matki, i zaproponował mi spacer. Nie byłem w stanie wydusić z siebie nawet jednego słowa, lecz ubrałem się do wyjścia w kilkanaście sekund.

Spacerowaliśmy jakieś dwie godziny. Początkowo w całkowitym milczeniu, potem zaczęliśmy rozmawiać. Nie potrafię przypomnieć sobie samej rozmowy; najważniejsze było jedno stwierdzenie -  „ Jesteś już na tyle dorosły, by rozmawiać nie tylko z matką. Co tydzień pójdziemy na taki spacer. Możesz pytać o wszystko a ja postaram się odpowiadać”.

Jak zawsze, ojciec dotrzymał słowa. Niedzielne spacery stały się nienaruszalnym zwyczajem. Zawsze dwie godziny, zawsze milion pytań, zawsze prosta odpowiedź. Najwięcej moich pytań, według opinii ojca, zaczynała się od  „dlaczego?”. Podobno moja siostra pytała raczej „a co to?”.  W opinii ojca było to znamienne, ja starałem się znaleźć przyczyny i skutki, a moja siostra fakty. Nie miałem pojęcia, że to było ważne.

Kiedyś zapytałem go, jak mam się zachować w pewnej, dla mnie całkowicie nowej sytuacji (doprawdy mało wiedziałem o tym jak rozmawiać z dziewczynami i czy w ogóle z nimi można rozmawiać – miałem jakieś jedenaście lat !).  Odpowiedź ojca mnie zaszokowała. Do dnia dzisiejszego staram się jednak postępować według tej rady:

- Pewien mądry facet powiedział, że jak nie wiesz jak się zachować, to zachowaj się przyzwoicie. Na dłuższą metę tak będzie lepiej, choć czasem stracisz to i owo.

Bądź tu mądry i pisz wiersze! Skąd ja mam wiedzieć, kiedy zachowuję się przyzwoicie a kiedy nie! Dyskusja na ten temat trwała chyba aż do zakończenia ery spacerów, czyli do matury.

W sumie chyba to właśnie te spacery mnie ukształtowały w największym stopniu. Rady ojca spowodowały, że straciłem w życiu niejedną, fascynującą okazję. Mam tylko nadzieję, że nie ściga mnie niczyj żal czy niechęć.

Jeden spacer zapamiętałem w sposób szczególny, wynikał bowiem z mojej inicjatywy. Tuż za naszym blokiem była niewielka łąka, ot, kilka arów trawy. Z okna mojego pokoju wpatrywałem się czasem w tą łączkę i oczyma wyobraźni widziałem tam drzewo, którego tam nie było. Ten stan rzeczy nieustannie mnie frustrował, bowiem moja wyobraźnia brała wyraźny rozbrat z rzeczywistością, co nie jest najprzyjemniejszym doświadczeniem. W końcu stwierdziłem, że najłatwiej będzie zmienić rzeczywistość.

W niedzielę poprosiłem ojca o spacer do Łagiewnik, gdzie wykopałem sadzonkę klonu. Fakt, że zabrałem na spacer niewielki szpadel, musiał zdumieć ojca, lecz stary cwaniak nawet nie pisnął, jakby szpadel na spacerze był czymś zrozumiałym samo przez się. Jedynym komentarzem było krótkie stwierdzenie, że klon jest na tyle młody, że powinien się przyjąć w innym miejscu. Wracając do domu zasadziłem klon na łące. Reakcja mojego ojca była zdumiewająca:

- Bardzo ci dziękuję, synku. Dzięki tobie stałem się dziś mężczyzną w stu procentach.

Co ma piernik do wiatraka? – pomyślałem. Zdumienie moje musiało być widoczne, bowiem ojciec zaczął wykład, który parę lat temu chciałem powtórzyć memu synowi, jednak do dziś tego nie zrobiłem.

- Widzisz, stary, jest pewna poważna różnica między chłopakami i dziewczynami. One dojrzewają jakby skokowo. Pewnego dnia, pojęcia nie mam którego, dziewczyna przekształca się w kobietę. Nie ma już dziewczyny – jest kobieta. Pstryk, i już. Z nami jest znacznie trudniej. My stajemy się mężczyznami stopniowo, dzień po dniu, rok po roku. Można jednak wyznaczyć na tej drodze pewne kamienie milowe, znaki drogowe. Miałem czternaście lat, gdy zasadziłem pierwsze drzewo i mój ojciec, Jan, powiedział, że w dwudziestu procentach jestem już mężczyzną. Gdy kobietę, z którą będę chciał spędzić życie, wprowadzę do domu i ona uzna to za swój dom, będę mężczyzną w siedemdziesięciu procentach. Lecz sto procent zdobędę w dniu, gdy mój syn zasadzi drzewo. Podobno tak dziadka Jana nauczył jego ojciec, Stanisław, mój dziadek.

Siedziałem na trawie, ogłupiały, ze szczęką dolną spoczywająca swobodnie na glebie. Po dłuższej chwili, gdy szczęka wróciła na mniej więcej swoje miejsce, wyjąkałem:

- Więc mój syn powinien mieć na imię Stanisław.

Uśmiech ojca był dość kpiący, lecz słowa były chyba gorsze:

- Może nie jest z ciebie taki tępak jak myślałem.

Ojca już nie ma. Trzy lata temu jakiś cham ściął mój klon. Mój syn ma na imię Stanisław, a ja wciąż czekam, żeby zasadził drzewo.

Czy pokolenie kultury SMS potrafi myśleć o drzewie?



***** ostatnie dwa zdania dodałem w roku 2000 *****

Ostatnio edytowany przez janjuz (2013-10-17 13:19:16)


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#189 2013-10-18 22:00:55

 janjuz

Najwyższy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduńska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 829

Re: Stolik w kącie

Chyba wrzucę tu kolejne z moich wspomnień. Proszę wybaczyć surowość opisu ale pisałem to prawie natychmiast po powrocie z okrutnego rejsu i nie wszystko miałem jeszcze poukładane.


Okrutne morze


Morze ma różne oblicza. Czasem bywa jak najczulsza kochanka; ukołysze, dopieści i pokaże twarz najpiękniejszą. Innym razem będzie jak niedostępna piękność; łasisz się do niej i przymilasz a ona nawet nie zauważy twego istnienia. Bywa też, że morze ukazuje twarz kochanki wzgardzonej, odrzuconej; bezlitosna furia.

Pływałem już dość dużo i zawsze morze było łaskawe. Jeżeli wchodziliśmy w sztorm, to było to raczej jak krótki pokaz możliwości naszej lubej. Ot, taka mała przestroga; uważaj, bratku, mogę być i taka.

W październiku 1997 roku wyszliśmy w regaty Heweliusza z redy Sopotu. Dziewięciu chłopa na „Hasce”. Nasz piękny jacht klasy Opal był po remoncie kapitalnym. Chodził sucho i dzielnie. Dowodził Jurek Sokołowski, pierwszym był Mietek Ircha, ja – drugim a Jasiu Nahorny – trzecim. Załogę stanowili doświadczeni sternicy jachtowi. Doświadczeni co prawda głównie z Mazur lecz przynajmniej po jednym rejsie morskim już za sobą miał każdy. Andrzej i Marek (bracia - bliźniacy z Bytomia), Janusz Dębiec z Łodzi i Rysiek z Warszawy. Ze składu załogantów znałem tylko Janusza; pływał często w Ślesinie. Załoga wyglądała na mocną, nie nawalimy w morzu.

Wyszliśmy z redy Sopotu przy ósemce, byliśmy na piątej, może szóstej pozycji. Na tej pozycji dotarliśmy do Helu. Przy wietrze zachodnim wszyscy szli półwiatrem, żadnej taktyki, manewrów. Proste ciągnięcie do przodu ile tylko Bozia dała mocy. Na boi helskiej kurs północno – zachodni. Wychodzimy ostro do wiatru i zaczynają się podchody. Ktoś komuś ukradł wiatr, inny drugiego wyostrzył do łopotu, zwykłe podchody.  Jurek Sokołowski stara się nie brać w tym udziału. Idziemy po zawietrznej stronie całej stawki lecz w takiej odległości, że ich walka nie zakłóca naszej żeglugi. Powoli ta taktyka daje rezultaty. Za Rozewiem jesteśmy na trzeciej pozycji.

Nadchodzi noc. Wiatr zaczyna odchodzić na kierunek północny i znacznie się wzmaga. Jest dziewiątka, po godzinie – dziesiątka Beauforta. Sztorm aż ryczy! Dzielny „Haska” idzie ostro do wiatru, pokonuje kolejne fale. Co chwila któraś z nich wchodzi na pokład a wtedy stoimy po pas w wodzie przez kilka sekund. Wszyscy na pokładzie przypięci linami do takielunku stałego. O północy Jurek każe zarefować grota! Idziemy, Jasiu i ja, z Mietkiem Irchą. Mietek ma siłę wystarczającą do samodzielnego złamania masztu ale tutaj to za mało! We trzech z trudem zakładamy dwa refy i, zmordowani, wracamy do kokpitu.

- Mietek!! – krzyczy Jurek – zmień wachtę! Idźcie pod pokład!

Mietek tylko kudłatym łbem kiwnął. Nie miał sił nic odkrzyknąć w odpowiedzi. Zeszliśmy. Bliźniaki i Janusz byli już gotowi do wyjścia. Zawołałem tylko:

- Przypnijcie się dobrze bo zmywa wszystko!

- Najlepiej na dwie lifeliny – dodał Mietek – fale takie, że zdjęło mi kalosza!

Walimy się do koi. Czuję jeszcze jak ktoś, chyba Rysiek, zdziera ze mnie sztormiak i ściąga mi kalosze, potem zapadam w sen, podtrzymując się cały czas nogi stołowej by nie wylecieć z koi. Jeszcze tylko jedna myśl:

- Dzisiaj morze dostało szału.

I zapadam w sen.  Przez sen czuję, jak jachtem niemiłosiernie wali o falę, dociera do mnie huk rozwścieczonego morza. Zanim zapadnę w nicość, we łbie zakołacze się jedna, głupia refleksja: - Co ja tu, do cholery, robię! Co mnie tu przygnało!

Po kilku, jak mi się zdawało, sekundach, budzi mnie ryk, obwieszczający coś, co dla nas oznacza najgorszą ewentualność:

- CZŁOWIEK ZA BURTĄ!!! Wszystkie ręce na pokład!!!

Jeszcze śpię lecz już mam na sobie sztormiak, kalosze i kapok. Lifelina! Won na dek!

W wejściu łapie mnie  Jurek:

- Jasiek! Do radia! Wzywaj MAYDAY!

Rzucam mu tylko szybkie:

- KTO?!!

- Janek!

Lecę do radia. Jasia Nahornego widzę, więc wiem, że chodzi o Dębca!

- S.y. Kapitan Haska, S.y. Kapitan Haska na częstotliwości alarmowej! Mayday! Mayday! Mayday! Kto mnie odbiera?

Nawet nie zdążę powtórzyć, gdy w odbiorniku zatrzeszczało:

- Stacja brzegowa Łeba! Wzywam Kapitan Haska! Podaj pozycję!

- Kapitan Haska! Do stacji Łeba! 8 mil na północ od boi Łeba 1! Alarm człowiek za burtą!

- Przejmuję dowodzenie akcją! Haska przejść na nasłuch! Do wszystkich w kwadracie 44,56! Nakazuję kurs na boję Łeba 1! Godzina 02.12.

Wylatuję na pokład.

- Łeba 1 przejęła akcję! – ryczę do Jurka

- Wracaj i nasłuch! Melduj o jednostkach!

Wracam. Widzę tylko jak Mietek i Jasiu, wpięci lifelinami do want grota i bezana, wychylają się za burtę i wskazują kierunek. Nie jest źle! Widzą go! W tych warunkach to połowa sukcesu!

Radio podaje jednak złe wiadomości. W naszym rejonie nie ma nawet kutrów rybackich! Nic! Pusto! Inne jachty ciężko sztormują. Najbliższy jest o dwadzieścia dwie mile od nas i robi 5 węzłów! Ponad cztery godziny! O ile w ogóle dojdzie!

Wołam Łebę 1 i pytam o helikopter, chociaż wiem, że w tych warunkach nie wystartuje. Potwierdzam pozycję. Potwierdzam; idziemy pod żaglami i na silniku jednocześnie. Wreszcie wiadomość: z Łeby wyszedł Ratownik 3. Ma 14 mil do nas a  robi jakieś 8 węzłów. Półtorej godziny. Dla Janka to za długo! Hipotermia!

Wypadam na pokład! Przekazuję Jurkowi.

- Stań w zejściówce i obserwuj na prawą burtę! Tam jest Janek! – krzyczy Jurek – cały czas wskazuj kierunek – a na łeb słuchawki od radia i nasłuch!

Wciągam słuchawki i wypatruję Janka. Widzę, że Mietek, wychylony znacznie bardziej na dziób wskazuje prawy trawers. Ja Janka nie widzę ale Jurek nie widzi Mietka! Wskazuję prawy trawers!

- Widzisz go!!! – ryczy Jurek

- Nie! – wołam – ale Mietek tam wskazuje!

- Dobra! Przekazuj mi Mietka!

Walka z falą, nawet na silniku, jest koszmarna. Co chwila dostaję w łeb kilkoma wiadrami wody, tracę z oczu Mietka, przecieram ślepia i widzę Mietka wyłaniającego się z wody. Wskazuje! 30 stopni od dziobu w prawo! Powtarzam! Jurek reaguje lecz fala uparcie odrzuca nas z kierunku. Jurek daje pełną moc na katarynce i robi zwrot przez sztag!!!

Mietek, zalany po pas wodą, niknie mi z oczu! Po chwili wynurza się na lewej burcie, wpina linę i wypatruje. Jest! Mietek podnosi lewą rękę dwa razy! Dwa kable!

- Dwa kable lewo trzydzieści!!!! – ryczę do Jurka i wskazuję kierunek.

Nagle, na szczycie odległej fali, widzę pomarańczowy kapok i dwa koła ratunkowe!

- JEST!!!!! – wołam do Jurka – dawaj lewiej!!!

Kataryna aż jęczy z wysiłku! Tylko jeden kabel! Pół kabla! Wszyscy zebrani na lewej burcie z bosakami! Dwadzieścia metrów!

Rzucają liny! Idioci! Pod wiatr żadna nie doleci! Ściągać nim zawiną się w śrubę! Zdążyli! Jurek podchodzi do widocznego już Janka!

Dźwięk zamierającego silnika jest jak nóż wbity w plecy!!! W takiej chwili padł!! W jednym momencie jesteśmy znów dwa kable od Janka!!

Idziemy na samych żaglach! Jurek dokonuje cudów żeglarskich i, na wściekłej fali, robi zwrot na wiatr. Wyszło! Idziemy prawym halsem jakieś pięćdziesiąt metrów! Zarabiamy do Janka dziesięć! Zwrot! Tracimy pięć! Idziemy pięćdziesiąt zarabiając dziesięć! Zwrot! I tak bez końca! Wreszcie widać Janka przed dziobem! Wściekły Mietek wskazuje pozycję z dziobu! Jest dwadzieścia pięć metrów na lewej burcie!  Jeszcze jeden zwrot!

Świta!

Nawet nie zauważyłem, że zaczęło się lekko przejaśniać! Sztorm dalej się ścierwi ale nie jest już tak przeraźliwie ciemno. Mietek trzyma Janka w snopie światła z reflektora – szperacza.

Boże! Tak blisko a tak daleko! Wydaje nam się, że Janek kiwa! A więc żyje!

Zza rufy dobiega łomot ciężkiego silnika! Ratownik 3! Wpadam do kabiny i łapię rakietnicę!

- WAL! – ryczy ochrypły Jurek

Strzelam trzy czerwone race, jedna po drugiej, w okolice Janka. Ratownik, ciężko pracując na wściekłej fali, powoli sunie w jego kierunku.

MAJĄ GO!!!!!!!!!!

Słyszę w słuchawkach meldunek z Ratownika:

- Ciężka hipotermia! Reanimujemy na miejscu! Kurs Łeba! Bez odbioru!

Wpadam na pokład i gnam do kokpitu choć fala zalewa mordę. Muszę się dostać do Jurka!

- Jurek! On żyje! Jest w hipotermii ale żyje!

Nie bacząc na wodę, falę i wichurę, Jurek powoli ściąga wełnianą kominiarkę i warczy do mnie:

- Bierz ster. Kurs na Łebę – 170.

Odpadam do baksztagu wchodząc na 170 i patrzę na Jurka.

O Boże!! ON JEST SIWY!!!! Wczoraj był tylko szpakowaty!

- Mietek! – usiłuję przeryczeć huk fali i wiatru – wracaj !!

- Nie drzyj mordy! Już tam lezę!

Mietek przeczołgał się te kilka metrów po pokładzie i warknął do mnie:

- Czego!

Wskazałem na załamanego Jurka. Mietek spokojnie wziął kapitana na ręce i zniósł pod pokład. Robił tak dość często ale nigdy w tych warunkach! Jurek jest po Heine-Medina i właściwie nie używa lewej nogi.

Po paru minutach wraca, wypytuje mnie o kurs i polecenia Jurka na ster. Potwierdza. Idziemy do Łeby.

Trzydzieści mil do Łeby szliśmy sześć godzin. Na pokładzie były cały czas obie wachty. Nikt nie poszedł do koi. Mnie, poza troską o Janka, martwiło jeszcze, jak my wejdziemy do portu w tych warunkach.

Główki Łeby były już całkiem widoczne, gdy usłyszałem za plecami:

- Mietek, daj Nahornego do steru a Janka do naktuza. – w zejściówce stał blady, siwy Jurek.

Starą metodą: namiar, kurs, komenda na ster, wchodziliśmy do portu. Tylko Jurek trzymał szturwał razem z Jasiem. Samotnie żaden z nich nie miał szans. Razem mieli tylko szansę.

Udało się! Jesteśmy w porcie. Biegiem do szpitala Marynarki!


…………..

Co roku we wrześniu jest rozgrywany Memoriał Janka Dębca. Regaty harcerskich Omeg na Jeziorze Mikorzyńskim. Kiedyś Janek był tu instruktorem.


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#190 2013-11-02 15:19:50

Xazax

Mistrz podziemi

Zarejestrowany: 2011-08-24
Posty: 773

Re: Stolik w kącie


"Żaden zwykly śmiertelnik nie mógl stać przed tymi przerażającymi, spowitymi w calun wrotami i nie oszaleć z nienazwanej grozy. żaden zwykly śmiertelnik nie móglby przejść nietknięty między strażniczymi dębami.
lecz Raistlin stal tam. stal tam spokojnie, bez strachu... "

Offline

 

#191 2013-11-02 18:04:06

 janjuz

Najwyższy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduńska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 829

Re: Stolik w kącie

Zdziwiło mnie troszkę użycie przez Autorów Skyrim imienia Dagon. Jest ono dobrze znane w historii Polski przedpiastowskiej. Jest to raczej tytuł (może i imię ale nie jestem pewien) opiekuna i wychowawcy syna książęcego. W języku pra-polan nazywano go Piastun, i podobno stąd wzięła się dynastia zwana Piastami. Już Zbigniew Nienacki pisał o tym w książce "Dagome Iudex" - polecam.
A film - niby nasz Autor (Xazax) zamierzał wykonać bezkrwawe zadanie a i tak zaczęła rzeźba, kośba i palba! O ile grafika gry jest wspaniała, scenariusz nawet mnie by wciągnął to te ni stąd ni z owąd biorące się sieczki mnie odpychają. Taka pokojowa natura. ja zawsze wolę cichcem, chyłkiem a podstępem

Mówisz, że chciałbyś się choć raz znaleźć w takiej scenerii - nic prostszego! Wycieczka do Norwegii i wyjazd do Parku Narodowego Jotunheim. Tam zaliczyć Drogę Trolli (Jotunveien) - bezcenne. Byłem ,widziałem i padłem z wrażenia.


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#192 2013-11-02 18:19:20

Xazax

Mistrz podziemi

Zarejestrowany: 2011-08-24
Posty: 773

Re: Stolik w kącie

Wycieczka do Norwegii niestety dla mnie jest trudna.
Myślę że nazwisko Mehrunesa Dagona  to po prostu zbieżność nie zamierzona


"Żaden zwykly śmiertelnik nie mógl stać przed tymi przerażającymi, spowitymi w calun wrotami i nie oszaleć z nienazwanej grozy. żaden zwykly śmiertelnik nie móglby przejść nietknięty między strażniczymi dębami.
lecz Raistlin stal tam. stal tam spokojnie, bez strachu... "

Offline

 

#193 2013-11-02 19:38:29

 janjuz

Najwyższy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduńska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 829

Re: Stolik w kącie

Wyjazd do Norwegii jest stosunkowo łatwy jeśli tylko nie zamierzasz sypiać w hotelach, jadać w restauracjach, kupować alkoholu i papierosów. Mając troszkę smykałki turystycznej potrzebujesz tylko roweru i namiotu oraz dosłownie 1500 zł na dwutygodniowy wyjazd. Znam facetów z Sieradza, którzy odwalili wyjazd rowerowy na Nord Cap i startowali z Oslo (co było błędem) potem dojechali pociągiem do Trondheim (co było NAJWIĘKSZYM kosztem trzech tygodni rajzy) i wreszcie dojechali. Powrót mieli opłacony już Polsce (tanie linie lotnicze norwegian.no)
Zasadnicza różnica turystyczna Norwegii i Polski polega na tym, że namiot możesz rozbić wszędzie i wszędzie będziesz bezpieczny - byłem, sprawdziłem i żyję.
Radzę popróbować, warto.


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#194 2013-11-02 19:51:28

Xazax

Mistrz podziemi

Zarejestrowany: 2011-08-24
Posty: 773

Re: Stolik w kącie

Moja dziewczyna nie jest dostosowana do takich wypraw


"Żaden zwykly śmiertelnik nie mógl stać przed tymi przerażającymi, spowitymi w calun wrotami i nie oszaleć z nienazwanej grozy. żaden zwykly śmiertelnik nie móglby przejść nietknięty między strażniczymi dębami.
lecz Raistlin stal tam. stal tam spokojnie, bez strachu... "

Offline

 

#195 2013-11-03 15:45:03

 janjuz

Najwyższy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduńska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 829

Re: Stolik w kącie

Kot Pierwszy Dumny

Miałem jakieś cztery lata gdy otrzymałem niespodziewany prezent. W czasie pobytu na wspaniałym letnisku we Włodzimierzowi pod Przygłowem dostałem kociaka. Miało to jakieś dwa, może trzy miesiące, było szare od góry i całkiem białe od spodu. Przez środek grzbietu przebiegała ciemna pręga. Opory mojej matki, w stylu:” a cóż my zrobimy z kotem w blokach?” udało mi się przełamać, ojciec oporów nie wyraził; dom to nie jego sprawa. Najgorzej było z Baśką bowiem przypięła się do MOJEGO kotka jak rzep do psiego ogona.

Gospodarz naszego letniska, pan Kłys, stwierdził, że to kotka. Matka nadała jej imię Mika i tak już pozostało, pomimo, że kotka okazała się całkiem dorodnym kocurem. Kocurem zresztą charakternym i chadzającym własnymi drogami. Już po tygodniu pobytu wraz z nami w willi „Leśniczanka” Mika znał swoje miejsce w szyku; mnie i moją siostrę terroryzował pazurkami, do matki się łasił nieprzytomnie (zwłaszcza gdy zbliżał się posiłek), a ojca starannie omijał. Przynajmniej w dzień. W nocy bowiem wystawione spod kołdry palce ojca stanowiły dla kociaka niesamowitą przynętę, jeden skok, jeden chwyt zębami, ojciec w pionie a kota nie ma!

Po zakończeniu letniska kot oczywiście pojechał z nami do Łodzi. Kocisko zaaklimatyzowało się błyskawicznie. Każdego wieczora stał pod  drzwiami i miauczał. Matka otwierała drzwi a kot pruł po schodach z trzeciego piętra do piwnicy. Wracał około drugiej nad ranem i robił alarm pod drzwiami. Gdy głośne miauczenie nie dawało rezultatu, skakał na klamkę aż do skutku, robiąc przy tym niemiłosierny hałas. W końcu matka zdecydowała, że nie będzie zamykać drzwi na klucz bo kot budzi sąsiadów! Kot bezbłędnie odgadł jej zamiary i od następnej nocy nie głosił swego powrotu tylko od razu susem na klamkę otwierał sobie drzwi. Należało wtedy wstać i zamknąć bo tej umiejętności kocisko nie zamierzało się uczyć.

Mika rósł i stawał się potężnym, ciężkim kocurem, wyraźnie dominującym w naszej rodzinie. Kiedy matka kroiła dlań mięsko nie łasił się, nie prosił tylko wbijał jej pazury w łydkę by zmusić do pośpiechu. Czasem oberwał za to siatką lub ścierką lecz zwyczaju i tak nie zmienił. Tylko Baśka miała prawo brać go pod pachę gdy szła spać. Zasypiali razem lecz po chwili kot się budził i wyłaził z jej pokoju. Codzienny obowiązek wykonał i zamierzał wyjść do piwnicy. Oczywiście wyjeżdżał z nami na letnisko co roku. Co roku do willi „Leśniczanka” we Włodzimierzowie.

Miałem chyba siedem lat gdy Mika, właśnie we Włodzimierzowi, dał mojej matce lekcję pod tytułem: „kto tu rządzi”.

W willi Leśniczanka mieliśmy co roku ten sam pokój. Na piętrze pokój z balkonem. Co wieczór z parteru dobiegał głos hrabiego Sokołowskiego: -„Paani Maario! Kaawa czeeka!” – hrabia Janusz był najlepszym kumplem naszej dziecinnej gromady, a było nas całkiem sporo.

Do krawędzi naszego balkonu dochodziły gałęzie pobliskiej sosny, na której wróble i sikory urzędowały z niesamowitym harmidrem. Ciągłe to świergolenie przerastało odporność nerwową Miki. Któregoś dnia nie wytrzymał i jednym, celnym susem wpadł na gałąź, schwytał wróbla i natychmiast wrócił na balkon, by tam dokonać mordu. Przerażony, lecz jeszcze żywy, wróbel darł dziób wniebogłosy. Hałas ten poruszył do żywego moją matkę, która wpadła na balkon jak furia i celnym uderzeniem mokrej ścierki trzasnęła Mikę w łeb. Ten, zaskoczony i zdumiony napaścią, otworzył pysk. Wróblowi było tego dość by wydostać się na wolność i wydrzeć niechybnej śmierci. Mały pyskacz nie uciekł jednak daleko. Siadł na gałęzi sosny, w bezpiecznej odległości od kota, i zaczął drzeć dziób. Pyskował tak, jakby właśnie w tej chwili odzierano go z piór!

Wściekłe kocisko odwróciło się tyłem do matki, stuliło uszy po głowie i tylko szalonym ruchem ogona bijącego wściekle o boki, dawało upust swej złości.

Wieczorem kot zniknął.

Na drugi dzień się nie pojawił. Baśka patrzyła na matkę jak na morderczynię a ja uganiałem się po lesie z czeredą dzieciaków i szukałem kota. Nawet ojciec uznał, że matka przesadziła!

Trzeci dzień mijał a kota nie było.

Ani chybi, obraził się i uciekł od nas!

Trzeciej nocy obudził mnie pisk! Kot wrócił! Miał coś żywego w pysku! Chyba nietoperz! Wlazł z tym nietoperzem pod łóżko matki! Zamordował go! Pisk nietoperza był straszny! Przerażona matka bała się wstać by choćby światło zapalić!

Pierwsze, co ujrzeliśmy rano, to widok kota, spokojnie się wylegującego na balkonie. Pod łóżkiem matki były jakieś drobne kosteczki.

Odegrał się!

Dumny Mika przechadzał się po balkonie a żaden wrzeszczący wróbel nie był w stanie go zdenerwować! Pokazał, że on tu rządzi!
…..
Po kilku latach Mika zjadł trutkę na szczury, szczodrze wysypaną w piwnicy. Został opłakany przez całą rodzinę i pochowany pod moim klonem.


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#196 2013-11-03 15:49:43

 janjuz

Najwyższy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduńska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 829

Re: Stolik w kącie

To taki mały wspominek. A co się tyczy Norwegii. MASZ PECHA!!!! No chyba, że dziewczyna pójdzie w ślady mojej żony (tyle, że to było 20 lat po ślubie) i pozwoli wziąć udział w wyjeździe samców  
Może to zrobić całkiem bezpiecznie bowiem Norweżki .... brrrrr. zgiń, przepadnij, maro nieczysta :cry


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#197 2013-11-04 16:01:13

Xazax

Mistrz podziemi

Zarejestrowany: 2011-08-24
Posty: 773

Re: Stolik w kącie


"Żaden zwykly śmiertelnik nie mógl stać przed tymi przerażającymi, spowitymi w calun wrotami i nie oszaleć z nienazwanej grozy. żaden zwykly śmiertelnik nie móglby przejść nietknięty między strażniczymi dębami.
lecz Raistlin stal tam. stal tam spokojnie, bez strachu... "

Offline

 

#198 2013-11-04 17:27:51

 janjuz

Najwyższy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduńska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 829

Re: Stolik w kącie

Może okażę się dość brutalny, ale... Nie zgadzam się z Tario!!! Jeżeli ktoś wejdzie na nasze forum, jak by ono nie wyglądało na pierwszy rzut oka, i coś przeczyta, coś napisze, pogada i będzie dalej tu wpadał to WSPANIALE. Jeśli natomiast tylko wpadnie i szata graficzna go odstręczy, to ... pies go drapał. najwyraźniej i tak nie miał zbyt wiele do powiedzenia, natomiast to, co my mamy do powiedzenia wcale go nie interesowało. Nie zależy mi na takim towarzyszu podróży. Chcę wymieniać się myślami, opiniami, twórczością (o ile tak można to nazwać) z ludźmi o podobnych zainteresowaniach, chcę móc wierzyć, że to co robię jest dla kogoś ważne i że szata graficzna strony tytułowej ma z tym niewiele wspólnego.
Rozumiem argumentację dotyczącą pierwszego kontaktu (praktykowałem marketing przez 20 lat, więc wartość pierwszego spojrzenia znam) ale za tym pierwszym kontaktem musi iść treść, która skłoni do drugiego kontaktu. Jeżeli za piękną fasadą gość znajdzie tylko stek bzdur lub kolejny fanklub Justina Biebera to ta piękna fasada nie pomoże.
Mówi się, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Może i prawda, ale chyba nie w odniesieniu do platform wymiany myśli i opinii.


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#199 2013-11-04 18:14:22

Xazax

Mistrz podziemi

Zarejestrowany: 2011-08-24
Posty: 773

Re: Stolik w kącie

Janku to może takim argumentem Cię namówię. Czemu nie popracować nad szatą graficzną skoro... Można? Czemu nie dodać temu forum małego plusika?
To nic nie kosztuje. Czemu nie?
Twój poprzedni awatar i sygnatura zawierały to co miały zawierać i spełniały swoją rolę, to dlaczego je zmieniliśmy? Bo można. Teraz jest ładniej, treść zachowana. Wszyscy zadowoleni.
"Jeżeli za piękną fasadą gość znajdzie tylko stek bzdur lub kolejny fanklub Justina Biebera to ta piękna fasada nie pomoże."
Argument bardzo chybiony... Porównujesz nasze forum do steku bzdur i fanklubu Bibera? Co się zmieni jeśli zmienimy szatę? Nic. Treść pozostanie, my pozostaniemy, nasze tematy, nasze dyskusje, recenzje, opisy.


"Żaden zwykly śmiertelnik nie mógl stać przed tymi przerażającymi, spowitymi w calun wrotami i nie oszaleć z nienazwanej grozy. żaden zwykly śmiertelnik nie móglby przejść nietknięty między strażniczymi dębami.
lecz Raistlin stal tam. stal tam spokojnie, bez strachu... "

Offline

 

#200 2013-11-04 18:39:55

 janjuz

Najwyższy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduńska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 829

Re: Stolik w kącie

Apage satanas! Ja miałbym porównywać NASZE forum do fanklubu JB!??!! To był tylko argument na rzecz wyższości treści nad formą!!!

Do zmiany szaty graficznej forum nie musisz mnie namawiać, lubię zmiany... tylko, że za mało w tym temacie jestem oblatany, by rzecz choćby dyskutować. Wolałbym się skupiać dalej nad rozpoczętą (przez CIEBIE   ) budową strony poświęconej DL (i nie tylko).

A tak by the way, piszesz (chi,chi,chi) "co się zmieni jeśli zmienimy szatę? Nic" koniec cytatu. Gdyby nic się miało nie zmieniać to zmiana jest zbędna, ale zmiana szaty to jest zmiana, to znaczy, że coś nowego gościom proponujesz - tylko co?


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.smoczalanca.pun.pl ciechocinek hotel spa